sobota, 13 kwietnia 2024

No i pyk 😁

 Dzień chyli się ku końcowi. Dziś spokojnie. Ale ciiiiiicho, żeby nie usłyszało licho i nie namotało. Tak jakoś lżej na duszy ale lekko będzie za jakiś czas jak spłynie to wszystko i rozpuści w niebycie.

Bąbelki większe i mniejsze korzystają z ulicy. Śmigają na rowerach, deskach, rolkach. W końcu normalność. 

Pani z Mopsu nas nawiedziła. Wywiad przeprowadziła. Popytała, doradziła i pojechała. 

A ja dziś z pracami u podstaw. 




Najpierw ścieżka do ogródka, potem grządki. Czteroletnia wielka grządka perma zmieniła swój wygląd i rozmnożyła się. W tym roku przetestuję jednorzędowe. Ścieżki między nimi są poniżej gruntu i pełnią funkcję kanałów nawadniających. 

Pojemniki po ciastkach są mini inspektami. Fajnie się sprawdzają. Jest dostęp powietrza a jednocześnie ograniczone parowanie. Reszta tradycyjnie. Będzie zimno to zafoliuję. Nie mam innej możliwości. W domu z oknami z dostępem słońca są koty. A one wiadomo. A u mnie wszystko na północ. Nic by nie rosło. Przetestowałam. A na lampy szkoda mi kasy. Może zimą jak ogarnę łazienkę zrobię w niej mini szklarnię z lampami. Ale nie na pewno. 

Jestem bardzo zadowolona z dzisiejszego dnia. Z tego chodniczka najbardziej. Moim zdaniem jest uroczy 🤩🤩

Byle pogoda się utrzymała to jeszcze coś porzeźbię, choć spokojny, całonocny deszczyk przydałby się. Sucho się robi.. 

czwartek, 11 kwietnia 2024

Drugie życie

 








Cytryny

 Kurcze, jak to jest, że z wieloma ludźmi żyję w zgodzie, potrafię się dogadać, akceptujemy siebie nawzajem, a z rodziną ni w ząb. Nie ma dnia bez skoku adrenaliny i wysokiego kortyzolu.

Rozmawiam z sąsiadkami, z zięciem - bardzo lubię też go słuchać - jest typem gawędziarza, z Carycą gdy dorwę się do słuchawki to trwa to godzinami. Kiedyś gadałyśmy głównie o facetach i dzieciach, potem doszły domy, teraz głównie o zdrowiu. Gradacja ważności się zmieniła. Życie. 

Był też czas kiedy różne teorie spiskowe, literatura fantasy, moda i rękodzieło stanowiły istotną część życia.  Był czas kiedy ogarnięcie domu na błysk zajmował mi moment. Był. Teraz mi to lotto. 


Przyszedł czas na ekonomię ruchu i przestrzeni w której się przemieszczam. Czas na coraz lepsze i więcej różnych urządzeń czy to domowych stricte, czy użytkowych w typie wiertarek, pił itd. 

Ale nie o tym chciałam napisać. Myślę o tym, jak bardzo strach dominuje w naszym życiu. Jak łatwo nas zastraszyć. Żyjemy w ciągłym stresie, co chwila coś podnosi ciśnienie. W ostatnich latach c19, potem wschód, ostatnio paradoksalnie wybory, i takie prozaiczne sprawy jak złe cudze spojrzenie, wyniki badań czy niemożność skontaktowania się z bliską osobą. Co jest tym czynnikiem który tak bardzo nas niszczy, czy ktoś nam na siłę wciska w głowę całe to zło? Strach, niepewność? Informacja. Informacja niechciana. O ile wyniki badań to nasze być lub nie w jakimś tam komforcie, o tyle cała reszta jest zupełnie zbędna.  Wystarczy żyć swoim życiem nie krzywdząc innych i środowiska. 

Mamy wpływ na ślad węglowy ty czy ja? Niespecjalnie. Ale możemy go ograniczać przez wtórne wykorzystywanie rzeczy. U mnie np skrzynie po starych tapczanach używam do grządek podwyższanych, gałęzie jako ramki też do grządek, z pokruszonego chodnika robię nowy. Bo i czemu nie? Po co kupować nowe skoro materiał jest dokładnie ten sam, tylko forma inna? Ciekawsza. 

Jakie znaczenie ma dla mnie durna teoria płaskiej ziemi i czy życie w Martixie. Dla mnie jest ważny i cieszy szum wody w rurach bo to oznacza że nie zmarznę, że ptaki śpiewają, wszystko wokół kwitnie i pachnie. Że rodzina zdrowa i ma się dobrze. 

Oglądam bardzo dużo filmów na yt. Normalnych, z życia. Ogromną ilość rosyjskich. Taki powrót do czasów dzieciństwa, bo ruska wieś to przestrzeń, krowy na pastwisku, siermiężna praca i radość tych ludzi z najprostszych rzeczy, dzielenie się i wzajemna pomoc. W rodzinie! W rodzinie! Czego u nas praktycznie już nie ma. I szacunek do starszych, no ale przykład płynie z góry, z Prawa i wzorców promowanych przez władze. 

Patrzę na tych ludzi, którzy sami z siebie otaczają pamięcią mogły poległych, sami sobą o nie dbają, u nas? Zapomnij. Nie pamięta się nie tylko o najbliższych zmarłych, tych żyjących, a co dopiero o tych, którzy zginęli w wojnach, powstaniach. 

Wczoraj była kolejna rocznica Smoleńska. Konferansjer wymienił kilka nazwisk w czasie obrad Sejmu. Wstyd! Na szczęście znalazł się ktoś, kto z szacunkiem odniósł się do wszystkich. 

Ja wiem, że przez starszego Pana wszyscy już mają dosyć tych rocznic. Ale nie wytrzemy gumką myszką tej tragedii. I tych dni, kiedy cała Polska była pogrążona w szoku, niedowierzaniu, żałobie. Kiedy świat oniemiał a my byliśmy jak skamieniali w niezrozumieniu i ogromie krzywdy. 

Patrzę na cytryny. Idealne w swoim kształcie, smaku, aromacie. Wydają się niezbędne. A tak naprawdę zupełnie nie ważne. I dajemy im swój czas, życie by je posiadać. Jaki to ma sens? 



wtorek, 9 kwietnia 2024

I od nowa Polska Ludowa

 Kolejny dzień, kolejna drama z płaczem, wrzaskami, no i nerwy. Skończy się to kiedyś? Powód? Chciałam zmienić temat rozmowy i wypowiedziałam się na temat stroju emo dziewczyny. Wiecie, żar się z nieba leje a panna w czarnej sukni do ziemi i, obowiązkowo martensy, gorset ściśnięty na maksa, czarna fryzura na Piaff, czarne ust korale a z gorsetu frontem wpływały piersi roztopione słońcem jak indycze korale. Moce w których znajduje się część nastolatków są mi niepojęte i przerażające. Mimochodem, żartem, bezmyślnie rzuciłam - mam nadzieję że ty na taki pomysł nie wpadniesz. No i zaczęła się drama a skończyła w domu. Po co ja się odzywałam? Po co?

A dzień zaczął się przyjemnie. Od razu dodzwoniłam się do przychodni, numerek w przyjemnej godzinie, tak że spokojnie po ogarniałam domowe duperele. W przychodni mikro kolejka, lekarz młody, miły, wypisał co chciałam i zaprosił nawet na jutro na kolejną wizytę. Trzeba będzie. Bo chyba refluks mnie dopadła i to nie dziś czy wczoraj. Wszystkie znaki na to wskazują a to poważna sprawa. A jeśli nie, to  wykluczenie go będzie kolejną wskazówką co tam nawala.mi

Generalnie poza wypadem z Młądą na jadło i doktorkiem, poza przygotowaniem obiadu dla mamy, nic nie działałam. Dzień przeciekł między palcami jak budyń a i ja czuję się jak budyń. Chyba ta pogoda tak działa.

Ja nic, ale chłopy zza płota, majstry, mistrze drogowi uwinęli się piorunem i na ulicy jest - szyk, błysk, krasata! Po raz pierwszy od początku świata mamy prawdziwą, asfaltową ulicę. Równiutką, czarniutką, nowiutką. O którą oczywiście się potknęłam i jako pierwsza przejechałam. Była jeszcze ciepła jak świeże bułeczki.

Już po wyborach. Wygrał ten, który miał i powinien wygrać. Który po latach coraz większego podupadania  miasta, dźwignął je i ruszył z posad nadając mu nowego kolorytu, upiększahąc, ożywiając. Młody, przyjazny, z wizją, nie stroniący od kontaktów z mieszkańcami. Jeszcze tylko wywalić stąd konferansjera i będzie miło. Mikke jako lokalna atrakcja niech zostanie. Nie chcę zapeszać, ale dobrze się tu żyje. Spokojnie, bezpiecznie i tylko ja drę paszczę od czasu do czasu. Jak np z powodu stopy, bo jak nazywają się moje psy, to wie kilka najbliższych ulic. Listonosz nie musi dzwonić żeby wiedzieć że jestem w domu. Ale to nie tylko mnie słychać. Wszystkich, którzy mówią normalnym tonem. Ciasna zabudowa powoduje że dźwięki odbijają się od ścian i głos się niesieeee. Nie, nie tylko mnie słychać, stwierdzam po namyśle. Dzieci okoliczne też. I psy. 

Zaiste zabawne

 Przeniosłam się do nowej przychodni. Bliżej jest. Poprzednia po drugiej stronie torów więc dojazd przez przejazd lub pod wiaduktem. Nie lubię.

Potrzebna do nowej przychodni karta pacjenta z jego danymi, wizytami, wynikami badań itd. Zadzwoniłam, zamówiłam, odebrałam bez problemu. Po drodze postanowiłam zajrzeć w dokumenty bo to grubszy plik i tu niespodzianka. 1 zadrukowana strona na początku i 2 na końcu. W środku ok 60 kartek pustych. Pozostawię to bez komentarza.

W domu dopilnowanie mamy z lekami, śniadaniem. Chwila rozproszenia na schodach i noga nieszczęśliwie zawinęła się pod siebie. Ból i pani brzydkich obyczajów poleciała gromko w eter. Najpierw zadzwoniła sąsiadka - "słyszę że jesteś w domu? 😁" ja jestem, ona jest, odpoczywa po konferencji w brytfannie, więc wiadomo, kawusia i pogaduchy.

W drodze do niej a to kilka metrów witam się z kolejną sąsiadką. Tego widoku brakowało mi od roku. Sąsiadeczka znów na leżaczku opala się.

Pogaduchy pogaduchami a czas leci. Czas zbierać dupki. Ona do swoich zajęć, ja do swoich. Tylko co ja mam do robienia?  Wszystko, i nie bardzo wiem od czego zacząć. Ja nie mam pomysłu, za to ma mama. Skończyła się woda, więc maszeruję do sklepu. W sklepie właściciel nabzdyczony jak to bywa ostatnio. Jakoś mnie to nie rusza. Straciłam szacunek do gościa gdy którejś zimy polecił pracownicom odśnieżać ulicę przed sklepem żeby klienci nie moczyli sobie bucików. Nie schody czy chodnik a ulicę. Nabija się z pracownic, które naprawdę się starają i ciężko pracują. Okropny typ.

Wracam do domu powoli, delektując się ciepłem. Sama siebie stopuję, bo i do czego się spieszyć? Do śmierci? I tak przyjdzie kiedyś. Po co gnać na jej spotkanie. No i stopa z lekka pobolewa. 

W domu krótka pogaduszka z Babelotem i czas w sagany. Robię wołowinę po starobawarsku. Więcej w niej warzyw niż mięsa, ale nie ma problemu. Jest fasolka z puszki. Uzupełni. 

Swoją drogą słuchając Braci Rodzeń dochodzę do wniosku, że poza węglowodanami w "czystej postaci" to dieta którą proponują jest typowo amerykańska. Mięcho, tłusto, sery żółte, jaja, fasola, warzywa w różnych opcjach. Mi to pasuje. Kocham warzywa, mięsiwo. Jaja też, ino ich jeść nie mogę. Ale kochać tak. 😁

Usiadłam na chwilę żeby "przejrzeć" poranne newsy a tu Babelot na dworek wyszedł. No to wyszłam i ja. Dzielnie potuptała do kaczek podrzucić im ślimaka a ja zabrałam się za odchwaszczanie. Drab tradycyjnie mnie nie odstępował na krok. Lala wytuptywała swoje godzinki. Przyjechała Młąda. Powiesiła hamak dla babci.

Babelot coraz bardziej się gubi w sobie. Po kilka razy pyta o to samo. Czyta mi po kilka razy ten sam fragment gazety za każdym razem pytając czy chcę posłuchać o jednej i tej samej rzeczy. Smuci mnie to a jednocześnie coraz bardziej rozczula jej bezradność i zagubienie. Etap nie pogodzenia się z tym chyba mam za sobą. To bardzo frustrujące i bolesne widzieć jak mama coraz bardziej jest niezaradna, zawiesza się. Już nie mogę jej zostawiać by zrobiła sobie śniadanie. Muszę pilnować bo zapomina. Na szczęście o lekach pamięta.

I tak to kolejny dzień mija. Wchodzę do Młądej z obiadem. Siedzi zapatrzona przed siebie i płacze. Tulę. Nie pytam. Czekam aż sama wyrzuci z siebie co boli. No i wyrzuca - mamo gdybym ufała tobie, to mogłabym ci wszystko powiedzieć. Ale nie ufam i muszę sama z tym żyć. 

Zabolało. Zadra, kolejna wbita. Wychodzę bo gula w gardle rośnie. Nie jestem w stanie nic sensownego powiedzieć. Wracam wieczorem do mamy żeby sprawdzić czy wzięła leki i powiedzieć - dobranoc. Zaglądam do Młądej - zadowolona ogląda coś w necie, życzę dobrej nocy. Nie odpowiada rzucając przelotne spojrzenie zatopiona w swoim świecie.